Moja przeprowadzka do Rzymu to był czysty przypadek (chociaż po wielu latach doświadczania życia wiem, że przypadki nie istnieją).
Zakochana byłam w języku angielskim i w Londynie. Tam właśnie chciałam mieszkać. Po studiach językowych jednak zostałam w Polsce. Uczyłam języka wszędzie tylko nie w publicznych szkołach: na uniwersytecie, na prywatnych uczelniach, w prywatnych szkołach językowych, w dużych firmach ucząc business English. Czułam się zrealizowana zawodowo, może trochę mniej w życiu prywatnym, chociaż miałam męża i dwuletnie dziecko.
Mój ówczesny mąż znalazł pracę w Rzymie przy ambasadzie RP. Przeniósł się do Wiecznego Miasta i po roku życia na odległość wymyślił, że wszyscy zamieszkamy w Rzymie. Moja pierwsza reakcja to było „nie, nigdy w życiu”. Po chwili jednak, kiedy opadły emocje, zaczęłam to rozważać. Na zimno. Stwierdziłam, że potrzebuję się zorganizować.
Praca w Rzymie
Zaczęłam szukać pracy. Dalej chciałam uczyć angielskiego, nie zdając sobie sprawy z tego, jak przewrotne potrafi być życie. Z dwoma walizkami i moim trzylatkiem przyleciałam na lotnisko. Było to chyba Fiumicino, już nawet nie pamiętam. Pamiętam tylko, że był to dzień 30 stycznia 2007 roku i siąpił deszcz.
Jeszcze przed wyjazdem, jeden z moich dobrych kolegòw, Stefan, zapytał mnie: „Basia, a uczyłaś się trochę włoskiego?” Odpowiedziłam mu: „Po co mi, przecież znam angielski” On ze śmiechem odpowiedział „Oj, obawiam się, że się zdziwisz”. Rzeczywiście, zdziwiłam się szybko. W urzędach nie można było nic załatwić po angielsku. Znałam trzy słowa po włosku: uno, due, tre, ale nie pomagały mi one za wiele.
W Polsce przed wyjazdem wysłałam mnóstwo maili do różnych szkół językowych. Miałam już umówione spotkania z ewentualnymi pracodawcami. Odbywały się one po angielsku, chociaż dyrektorzy szkół ledwo potrafili złożyć w nim zdanie.Prosili swoich pracowników o przetestowanie mnie. Pracę w szkołach językowych złapałam dosyć szybko.
Zaczęłam uczyć angielskiego w Rzymie i coraz bardziej rosła moja frustracja: nikt się nie chciał go uczyć. Wiele osób oczekiwało jakiegoś cudu, na przykład biegłej znajomość języka po sześciu lub nawet trzech miesiącach nauki. Ale ja takich cudów nie umiałam sprawić. Ucząc angielskiego najwięcej chyba nauczyłam się ja sama. Czego? Języka włoskiego od moich uczniów.
Z biurokracją pod górę
W tym samym czasie zaczęła się wspinaczka pod górę, która nazywa się Włoska Biurokracja. To bardzo wysoka góra, a wspinaczka na nią stroma i nieprzewidywalna. Chodziliśmy do masy urzędów załatwiać najpierw pozwolenie na pobyt, które w międzyczasie zostało zniesione dla obywateli unii. Mój pracodawca na owe pozwolenie czekał, żeby móc podpisać ze mna umowę. Kiedy pozwolenie zniesiono, jego księgowy nie wiedział co z tym zrobić.
Umowa była potrzebna mi do meldunku, a co za tym idzie również do dostępu do służby zdrowia. Meldunek we Włoszech i włoski dokument tożsamości udało mi się uzyskać dopiero po ponad roku od momentu złożenia wniosku! Należało czekać na vigili urbani, którzy sprawdzali, czy fizycznie byliśmy pod wskazanym adresem. Potwierdzenie od vigili urbani trafiało z powrotem do circoscrizione, czyli urzędu meldunkowego. Potem co jeszcze, już nawet nie pamiętam i nie chcę pamiętać.
Język włoski
W międzyczasie zaczęłam współpracę z agencją turystyczną, która potrzebowała osoby z doskonałą znajomościa angielskiego. Wzięłam się również za język włoski, gdyż zdałam sobie sprawę, że sam angielski nie pomoże mi w przeżyciu. Motywacją były nie tylko sprawy załatwiane w urzędach. Po jakimś czasie dobrze znałam Rzym ale nie umiałam po włosku wyjaśnić, kiedy ktoś mnie pytał jak dojechać, na przykład, do Piazza Navona, czy do Koloseum. Było mi wstyd, że wiedziałam ale nie umiałam tego powiedzieć. To było głównym powodem, by zacząć w końcu naukę włoskiego.
Będąc w Polsce na dłuuugich wakacjach, zajmowałam się remontem mieszkania pod wynajem. W tym samym czasie miałam wolne wieczory. Zapisałam się na bardzo szybki i intensywny kurs włoskiego z moim drogim kolegą. On to wytłumaczył mi zasady gramatyczne (słówek znałam już masę tylko nie umiałam tego posklejać). I zaczęłam mówić po włosku! Zajęło mi to niecałe dwa lata.
Nowa praca nowe wyzwania
Po kilku latach niespełnionych ambicji zawodowych ucząc języka angielskiego, postanowiłam na dobre zająć się turystyką. Wiązało się to z porzuceniem zajęcia, które kochałam. Z bolącym sercem rozstałam się ze szkołami językowymi. Zaczęłam uczyć się historii, archeologii i historii sztuki. Zdałam egzaminy na przewodnika i dalej pracowałam w moim ukochanym języku angielskim. Nie zauważyłam też kiedy zakochałam się w języku włoskim.
Bardzo długo życie w Rzymie nie było dla mnie bajką. W Wiecznym Mieście nie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. W moim przypadku była to raczej miłość a la Piękna i Bestia. Tę rzymską bestię udało mi się oswoić i zakochać w niej.
Basiu długą i wyboistą drogę przeszłaś,ale zwyciężyłaś . Za to Cię podziwiam. Myślę że osiągnęłaś wielki kunszt w swojej profesji. Przykładem może być moje spotkanie ze Starożytnością którą kocham od czasów I klasy liceum. A dzięki Twoim cudownym opowiesciom mogłam się w te czasy przenieść. Jeszcze raz wielkie dzięki za możliwość przeżycia tych wspaniałych chwil. Rzym kocham od pierwszego wejrzenia. Dużo sukcesów na każdym polu życia.
dziękuję za tak miłe słowa, cieszę się, że Rzym stał się Twoją miłością od piewszego wejrzenia
Pani Basiu jest Pani dowodem na to, że siła jest Kobietą
no może tak być
Wspaniała kobieta, kopalnia wiedzy, zawsze pomocna (niektórzy tego nie szanują). Dzieki Pani poznałam Rzym jeszcze zanim tam pojechałam, przez co było łatwiej sie poruszać i dużo zobaczyć, jeszcze tam wrócę i z Panią zobaczę dużo więcej. Pozdrawiam.
dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Basia, jestem światkiem Twoich początków w turystyce w Rzymie i kryzysu z mężem. Pamiętam nasze rozmowy na dachu pod kopułą bazyliki na Watykanie i plaże w Ostii. Pandemie i balkon. Jesteś naprawdę GREAT and INVINCIBLE. Życzę zdrowia i sił witalnych Tobie i Augustowie.3m się. Szczecin czeka.
Grzesiu dziekuję Ci pięknie, tak, też często wspominam nasze rozmowy głownie nad morzem.
Brawo dla pani dla kobiety sukcesu
Z przyjemnością śledzimy pani aktywność zawodową i podziwiamy pani wiedzę i formę przekazu cennych wskazówek a szczególnie miłość do Rzymu .
dziękuję pięknie, ale to własnie Wam czytelnikom i turystom to zawdzięczam
Podziwiam wręcz bezgranicznie i zazdroszczę odwagi i determinacji. Gdybym była sama i trochę młodsza, może bym się na coś podobnego zdobyła. A tak to jestem, gdzie jestem 🙂
dziękuję pięknie